Cienka to granica – między piwem przekombinowanym, a egzotycznym. Niektórzy twierdzą wręcz, że nie istnieje, a każde odstępstwo od receptury na piwo sztuk jeden traktują jak najobrzydliwszą herezję. Jako żem człek światły, a przynajmniej takowego udaję, i oczytany spoglądam na owych bez pogardy, ale również bez zrozumienia. Uwielbiłem sobie bowiem dziwność i stałem się jej piewcą. Daleko mi jednak od maniaka, który na normalne piwo nie spojrzy – swoją piwną religię nazwałbym wiarą w cienkość granicy. Państwo wybaczą ów przydługawy wstęp, ale był on niezbędny by, nie tylko naświetlić Wam moje intymne poglądy, lecz także byście byli w stanie utożsamić się ( bądź i nie ) ze mną, czyli autorem. Tak oto, wiedziony religijnymi pobudkami zakupiłem piwo aloesowe – jakież było moje zaskoczenie, gdy przelałem je z butelki a jego kolor okazał się być ciemnozielony i w dodatku mętny. Powiem nawet więcej: był on nieprzyjemny, pasujący raczej płynowi do mycia naczyń, czy innemu Ludwiczkowi, aniżeli piwu. Podążając za głosem swojego wewnętrznego kodeksu pozostałem bezstronny. Powołałem się więc na Drugą Drogę Poznawczą (znaczy się węch) by odczuć słodycz, której brak spodziewanego aloesowego orzeźwienia – owe dochodzi do głosu dopiero po słusznej chwili. Coraz dalej, w mojej głowie, temu trunkowi było do piwa, a bliżej do taniej oranżady – chodź od tej zapach miał zdecydowanie przyjemniejszy. Jednakże zgniłomiętowy kolor, wspierany przez landrynkową słodycz, którymi zostały uraczone moje zmysły nie były w stanie zakłócić bezstronności mojego osądu.
Muszą Państwo wiedzieć, że podczas spożywania degustacyjnego zamieniam się w króla Salomona – tylko hebrajski okazuje się być za trudny. Przystąpiłem więc do oceny smaku, wydając następujący werdykt: gorycz, tutaj zaskoczenie, występuje, ale jest niejako „rozmazana” przez co nieprzyjemnie osiada we wnętrzu paszczęki. Jest tylko odrobinę mniej słodki, niż wskazywałby na to zapach – ciągle jednak odpowiednim określeniem byłoby: przeraźliwie. Chmielowość zdaje się zostawać na języku razem z aloesowym osadem co sprawia, że picie tego piwa staje się męczące już w połowie kufla. Po odczytaniu werdyktu Trzeciego Zmysłu, przystępuję do oceny podług wartości religijnych: Aloesowy trunek znalazł się poza granicą poznania. Udziwnienie okazało się zbyt duże, co pogrzebało nie tylko osobowość, ale także piwne korzenie.
Wygląd 3;
Smak 3;
Zapach 7;
Ogólnie 4.
Smakosz śląski
- Kraj pochodzenia: Polska;
- Cena: 4,50,-;
- Kupione: Galeria Alkoholi w Nowym Targu.