Kolejne spotkanie z moją piwną legendą. Przyszło mi je poznać ( oczywiście tylko muskając piankę!) jeszcze za czasów gdy piwny świat był dla mnie zamknięty. Jednak nadeszła wreszcie wyczekiwania przeze mnie pora, że mogłem je zakupić, a następnie oblać się rumieńcem będąc pytany o wiek (ciągle krążyło mi pytanie w głowie: naprawdę nie wyglądam na 18 lat?) przy kasie wyciągałem dowód i dumnie wskazywałem na rubryczkę. I choć mam już parę wiosen więcej do tej pory czasem taka sytuacja ma miejsce. Wracając do rozmyślań, będąc młodszym zostało mi ukazane to piwo jako szczyt rozkoszy dla podniebienia. Samo oczekiwanie na skosztowanie jego w zacnym towarzystwie wywoływało już uśmiech na licu. Tak więc gdy po nalaniu do pokala złoty trunek wypełnił owe szkło, zadrżałem lekko. Piana tego piwa jest tak charakterystyczna jak belgijska nuta w każdym z produkowanych w tym kraju piw. Gęsta i bujna rozpada się powolutku na bokach, zostawiając tym samym na środku jej największą ilość. Wygląd jest słoneczny, ale nie przejrzysty, jasny, ale z ogromną rzeszą bąbelków. Będąc uniesionym ku niebiosom dzięki bąbelkom rzeknę jeszcze słów kilka o jego smaku. Jest on orzeźwiający, kwaskowy z lekka nutą słodu, a nade wszystkim występuje alkohol, który jest…smaczny. Jak rzadkie to słowa w mych ustach, a jednak! Mimo sporej jego ilości w piwie nie jest on upokarzający, ale zachwycający. Zapach natomiast faluje i co raz, co dwa jestem w stanie wyczuć w nim apetyczną świeżość gwarantowaną przez nuty cytrusowe oraz ziołowe. Choćbym nie wiem jak się starał nie jestem w stanie wyniuchać, że posiada w sobie zacną ilość alkoholu. Ta legenda obroniła się, pokazała, że jej miejsce jest na piedestale mych smaków.
Zapach 9,5;
Smak 9,75;
Wygląd 10;
Ogólnie 9,75
Wielkopolski Piwosz
Przygaszona żółć, niby to miodowa, lecz przywodząca bardziej na myśl cytrynę aż wylewała się tego dnia zza tafli szkła. Coś w jego wyglądzie mówiło mi, iż była tam mięta – takie dziwne skojarzenie dostarczył mi ów oszroniony, prezentujący się oszałamiająco pokal, zza którego zdolnym był słyszeć pękające bąbelki owej piany. Ale, jakaż to była piana! Gęstością przegęszczała ubite białko, bielą przebielała świeży, górski śnieg, wysokością przewyższała marzenia Eiffel’a. Polemizowała z trunkiem jednocześnie odcinając się od niego, jak i pozostawając w kremowej, z nim, komitywie. Oczarowan polemiką barwy, zakochałem się w,pełnym harmonicznych kłótni, zapachu – jak inaczej ( niż oksymoronem ) określić fakturę zapachu, będącego jednocześnie: bananowym, cytrynowym oraz chmielowym? Okraszonym nieokreśloną, wytrawną kwiatowością. Orzeźwienie mieszało się z wytrawnością, tworząc wzór do naśladowania. W smaku dominowała cytrusowa forpoczta nacierająca przyjemnie na środek języka. Następnie, niejako w odwodzie, atakuje goryczka – ciepła, cytrynowa oraz…kawowa! Trunek nie mógłby nawet znieść towarzystwa 0.7 gorzały – nie dawał znać, że ma nieznośny alkohol w sobie ( prawdę powiedziawszy nie czuć go było w ogóle ). Ostatni zaatakował mój język ipowy posmak pełen kwaskowatej goryczy, cieple obejmującej kubki smakowe. Całość okazała się wybitnie harmonijna. Przydałoby się Polsce takie piwo łagodzące obyczaje tak, jak złagodziło to połączenie skrajności – taka była ostatnia myśl, która wypłynęła z mojego wnętrza na papier, gdy tylko resztki piany objęły czule denko pokalu.
Zapach 9;
Smak 9,5;
Wygląd 9,5;
Ogólnie 9,25.
Smakosz śląski.
- Kraj pochodzenia: Belgia;
- Kupiono: Piotr i Paweł
- Cena: 24 zł.