Są takie dni gdy doskwierający brak weny przytłacza mocniej niż spojrzenie ekspedientki zza lady gdy kupuje się harnasia, cheetosy i miśki Haribo. Tak, takie sytuację w życiu też mi się zdarzały, ale wszystko odbywało się w celach badawczych. Stwierdzam, iż trunek ten powinien znaleźć się w innej kategorii aniżeli jasne pełne, a to ze względu jego specyficzny zapach i smak. Wyróżnia go przede wszystkim słodycz, ale nie wywodząca się od słodu, raczej jakby powstała z bezpardonowego dosypania cukru do kadzi. Łudzę się jednak, że taki proceder miejsca nie miał. Im bardziej zagłębiam się w otchłań umysłu, tym bardziej odnajduję w nim aromat zakwasu chlebowego bądź podpiwka, przypominającego ersatz piwa z dzieciństwa. Smak posiada lekką goryczkę ujmująca język piwosza dopiero gdy zniknie cała słodycz z jamy ustnej, jednak co zdecydowanie pogarsza odczucia smakowe to metaliczność. Łączy się ona w najokropniejszy możliwy sposób ze sztuczną słodyczą co przyczynia się do zwiększania dystansu między mną, a tym trunkiem. Barwą swą przypomina złoto przyprószoną warstwą kilkumiesięcznego kurzu. Na plus zasługuje pianka, a dokładnie ta część odpowiadająca za pokrywanie szkła.
Zapach 5;
Smak 5;
Wygląd 7;
Ogólnie 5.
Wielkopolski Piwosz
Z tym piwem wiązało się wiele wspomnień – i to dobrych. Było ono bardzo często dostępne z kija, było przy tym lekkie ( dla portfela też ) więc okazało się doskonałe jako pierwsze czy ostatnie. Właściwie, wykonawszy piwny rachunek sumienia, doszedłem do wniosku iż nigdy przedtem nie piłem go z butelki. Muszę więc przyznać, że zapamiętałem je jako znacznie lepsze. Ot i zapach – teraz ciężki, chlebowy, piwniczny oraz staroszafowy ( wybaczcie neologizm, ale tak pachną tylko stare szafy – po trosze drewnem, po trosze kulami na mole, po trosze stęchlizną ). Ta ostatnia woń jest delikatna, ale obecna. Smak również zatęchł przez zabutelkowanie: kwiecista słodycz i lekkość są wszak obecne, ale zgniłe czy raczej delikatniej: zleżałe. Jedyne czemu nie zaszkodziło butelkowanie to wygląd: przyjemnie złocisto-miodowy, nawet minimalnie mętnawy i, co najbardziej cieszy oko, posiadający pianę – może i bialutką, ale wysoką oraz chwytającą się ścianek. Polecam je spróbować z kija, bo dopiero w takich okolicznościach „przyrody” piwo daje się lubić. Bo tak znakomicie lekkiego trunku próżno szukać nawet u mistrzów piw wagi piórkowej – Czechów.
Zapach 6;
Smak 7;
Wygląd 8;
Ogólnie 6,5.
Smakosz śląski