Zaczynając swą przypowieść chciałbym pozwolić Wam się zapoznać z historią transportu owego trunku zanim doczekało się tego kosztowania. Zakupione nad morzem przez smakosza, zajechało na Ślunsk by wrócić do krainy podziemnych pomarańczy w afrykańskim upale. Tak więc recenzja Smakosza może być bardziej rzetelna i prawdziwa, ale mimo tego podejmę się wyzwania. Tradycyjnie zaczynając od zapachu rzec muszę, iż transport zaszkodził temu piwu…przynajmniej tej części trunku. Pachnie ono jak środek do oczyszczania łazienki z aromatów po skorzystaniu z niej, nie żeby ten zapach niszczył całość, ale jednak szkodzi obrazowi całości. Co dobija piwosza to kwaskowatość połączona aromatami kwiatów…kochani, wącham ponowie ten trunek i z przerażeniem stwierdzam, że pachnie tak jak ten środek wykorzystywany na dworcach PKP do czyszczenia toalet. Zmieniłbym tą nazwę na EN-57. W smaku znów mnie zaskakuje i przeraża…wyewoluowało do postaci metalicznego potwora, ma ewidentny smak krwi wyczuwalny na samym końcu kosztowania. W pierwszej chwili jest nadzieja na gorycz, która w zamyśle miała być jedynym smakiem, ale zamieniła się w smak wspomniany powyżej. Jedyne co się uratowało przed skutkami transportu to wygląd, iście piękny, brązowy i głęboki. Przechodzący nawet w lekką czerwień ubrany jest w wysoką pianę na dwa palce, która mimo tego, że zadaje się z zapachem toalet rodem z PKP zostaje do końca. Powinno być serwowane na pokładzie pociągów przewozów regionalnych.
Zapach 3;
Smak 3,5;
Wygląd 9,5;
Ogólnie 3,5.
Wielkopolski Piwosz
Wakacje rządzą się swoimi prawami – wydaje się więcej, je się więcej oraz pije się więcej.
Bo i po co się ograniczać, gdy fale walą o brzeg równie bez litości co opamiętania? Ostatnim wakacyjnym prawem dla mnie jest: daj szansę wszystkiemu. Tak więc, spodziewając się piwa wprost z pieniężnych objęć kompanii piwowarskiej lub innego koncernu zamówiłem rewalskie. Patrzę, odwracam butelkę a co widzę? Niczym grom uderzający moje gałki oczne litery krzyczą: „Witnica S.A.”. Szok mieszał się z niezrozumieniem, ale kierując się primo: prawidłami wakacji; secundo: IPĄ z Witnicy; nie zraziłem się i z chęcią zatopiłem weń kły. I co? Tak aipowego piwa nie spodziewałem się tutaj spotkać. Zapytacie: co w tym bursztynowym pilsie z amerykańskiej, indyjskiej płowej ale? Wszystko! Bursztynowy, z pięknymi pąsowymi rumieńcami i pilsowym rozcieńczeniem – nie wpada pochylone w przeźroczystość a w złoty, pilsowy miód. Piana kremowa, gęsta, osiadająca. Zostaje nawet gdy przyjdzie nam przywitać się z denkiem szklanki. Posiadająca kolor polskiej plaży. Zapach – tak perfumiczny ( nie mylić z perfumowanym) pełen morskiego orzeźwienia i nagrzanego piasku – wszystko to pomiędzy wytrawno-chmielowo-upalonym aromatem. Gorycz potężna, ciepło-cytrynowa. Delikatnie pod pokładem grają morela oraz tytoń.
I tak oto Witnica urzekła mnie po raz drugi. Znów z dopiskiem -IPA. Tym razem zaklinając weń piękno i naturalność bursztynu i świeżość morskiej bryzy. Ach Wy, o IPY, oddam Wam duszę…
Zapach 8;
Smak 9,5;
Wygląd 7;
Ogólnie 8,5.
< Naturalnie ja kosztowałem świeżego wyrobu, który nie przejechał 2000 kilometrów. Spróbowawszy butelki Piwosza przyznaje, że jest tak jak mówi, ale świeże piwo zapadło mi w pamięci >
Smakosz śląski
- Kraj pochodzenia: Polska
- Kupione: Przez Smakosza