Gdybym był małym Obelixem i historia wyglądałaby nieco inaczej aniżeli ta, którą znacie powiedziałbym Wam, że wpadłem do kociołka pełnego słodu. Ale już takiego zgrzanego, przegotowanego parę godzin, który począł nabierać barw ciemniejszych i szlachetniejszych. Po takim czasie nabrał płyn w nim gotowany właściwości przypominających zapach wsi, w pełnym jego wymiarze jaki znacie. Są momenty, gdy lubię ten aromat zwłaszcza jak podparte są whisky i torfem, tutaj niestety tego nie spotkałem. Recenzja ta do długich należeć nie będzie, gdyż o aromacie można rzec tyle, że jest wściekle słodowy i przypomina mi ciemne czeskie piwa, uwikłane w hospodarskie historie. Dodatkowo niestety zawarte w nim są nuty metaliczności, kociołek już przeżarty historią oddał swą część do piwa. O smaku rzec można skromnie, że do najwybitniejszych nie należy, jego cała możliwa dobroć zżerana jest przez słodycz nie najwyższych lotów, choć na szczęście nie pazerną i nie zajmująca całości smaku. Goryczy wiele stwierdzić nie można, tym bardziej stara się być podobnym do czeskich ciemnych braci, gdzieś w tle posiada pewną niepokojącą nutę. Znaną mi z polskich koncerniaków, tą niepokojącą nutę niedobroci…a co ciekawsze gdzieś w tle jest posmak chrupek o smaku zielonej cebulki. Ekhm, co? Dziwne, choć nie jedno już w swym życiu piłem. Mimo wszystko całokształt piwa jest co najmniej…zastanawiający. Raz mi smakuje, raz nie. Jest zmienne co sobie cenię, jednak wolę zmiany w dobrą stronę. Wyłącznie barwa przybrała stabilny odcień, rozcieńczonej kawy z pianką palonych ziaren. I jak mam się teraz odbierać? Pomysłów już brak, a w szkle pusto…P.S Alkohol wyszedł!
Zapach 4;
Smak 4;
Wygląd 6;
Ogólnie 4,5
Wielkopolski Piwosz
- Kraj pochodzenia: Estonia
- Kupione: Festiwal Dobrego Smaku, Poznań
- Cena: 3 zł.-